Lata zaniedbań, nieprzemyślanych inwestycji i doraźnego zasypywania dziur budżetowych. Unijny system handlu uprawnieniami do emisji (EU ETS) powstał w 2005 r., by ograniczyć emisji gazów cieplarnianych. Od początku było wiadomo, że liczba uprawnień co roku będzie maleć. Było to szczególnie istotne dla Polski, która stoi na przestarzałej „węglowej” energetyce. Zwyciężyła jednak ignorancja, doraźne interesy i ekologiczny sceptycyzm. Widać to dziś w rachunkach z prądu. – Za nieporadność polityków przychodzi zapłacić nam zwykłym obywatelom – uważa Maciej Wereszczyński, ekspert „Polskiej Zielonej Sieci”.

Czym jest system ETS?

Działający od 2005 r. unijny system handlu uprawnieniami do emisji (UE ETS) obejmuje około 40 proc. emisji gazów cieplarnianych w Unii Europejskiej (UE). To rezultat zawarcia protokołu z Kioto w 1997 r. – pierwszego globalnego traktatu mającego obniżyć ilość dwutlenku węgla w atmosferze. System ETS poprzez uwzględnienie kosztu emisji dwutlenku węgla w produkcji energii ma sprawić, że zużycie paliw kopalnych stanie się droższe niż w przypadku zastosowania czystych, ekologicznych alternatyw.

ETS wzorowany jest na mechanizmach rynkowych. Podaż, czyli pula dostępnych co roku do wykorzystania uprawnień, jest coraz mniejsza. Jednocześnie cały czas zwiększa się popyt na uprawnienia do emisji wciąż dostępne w obrocie, co ciągnie za sobą wzrost ich cen. ETS zaprojektowany jest z myślą o największych emitentach, żeby zachęcić ich do stopniowego przechodzenia na czyste źródła energii. Mechanizmowi opłat, które wracają do krajowego budżetu, powinny towarzyszyć programy wsparcia, zapewniające dostęp do tych środków podmiotom przechodzącym na czystą energię. 

ETS zaplanowano tak, aby doprowadzić do stopniowego wzrostu opłat za emisję. Wiadomo było o tym od początku istnienia systemu. Warszawa nigdy nie protestowała przeciwko zasadom systemu ETS, który zachęcał (a wręcz zmuszał) do ekologicznej transformacji. Nie było protestów, ale nie było też działań ukierunkowanych na przyszłość. Nawet latem zeszłego roku, gdy zaproponowano pakiet FF55 (Fit For 55), zwiększający kontynentalne ambicje redukcyjne, co musiało się odbić na systemie ETS. Polska w dziedzinie transformacji ekologicznej zrobiła wyjątkowo niewiele, a pieniądze ze sprzedaży uprawnień do emisji poszły w znacznej części na doraźne gaszenie budżetowych pożarów. Silne i wpływowe lobby węglowe skutecznie blokowało ekologiczne źródła energii.

Wbrew przekonaniu niektórych polskich polityków i prezesów spółek, system handlu uprawnieniami do emisji nie powstał po to, żeby sprawnie w nim kombinować i czerpać z niego zyski. W długiej perspektywie system ETS prowadzić ma do transformacji w kierunku czystego systemu energetycznego, ale również uniezależnienie od importowanych paliw kopalnych, których ceny w tym momencie szybują w górę. Warto, żeby decydenci nad Wisłą porzucili myślenie w kategoriach krótkoterminowych na rzecz szerszego spojrzenia.

Do kogo trafiają przychody z opłat ETS?

Uprawnienia do emisji dla poszczególnych państw wspólnoty zależą od ich udziału w całości unijnej emisji CO₂. Polska energetyka, oparta głównie na węglu, dysponuje jedną z największych puli emisyjnych w całej Europie. Uprawnieniami do emisji można handlować. Robią to zarówno państwa jak i przedsiębiorstwa. W zależności od aktywności na rynku uprawnień, ich cena może się bardzo wahać. Np. pikowała podczas lockdownu, a teraz z kolei gwałtownie wzbiła się na poziomy stratosferyczne. Środki pozyskane ze sprzedaży uprawnień przez państwa są przychodem ich budżetów.

Korzystała z tego również Polska. Według opracowania WWF, tylko za ostatnie 3 lata, z tytułu aukcji uprawnień do emisji Polski budżet przyjął 48,8 mld zł. Jest jeden haczyk. Według dyrektywy ETS przynajmniej 50 proc. przychodów z puli podstawowej i 100 proc. z puli solidarnościowej powinno trafiać na cele klimatyczne m.in. sprawiedliwą transformację i zwiększanie efektywności energetycznej. Kraje, które robiły tak na bieżąco, nie odczuwają wzrostu cen energii tak boleśnie jak Polska. Niestety prawo w Polsce pozwala żeby pieniądze “z emisji” trafiały bezpośrednio do polskiego budżetu. W zamian za to, nasze państwo zobowiązało się wydawać ekwiwalent tej sumy na działania klimatyczne. Nikt jednak nie sprawdza, na co dokładnie idą pozyskane z handlu ETS środki. Państwo nie dzieli się tą informacja, mimo że powinna być publiczna.

Maciej Wereszczyński

Niestety za nieporadność polityków przychodzi zapłacić nam zwykłym obywatelom i przedsiębiorcom. Zatem nie dość, że doświadczamy szybujących w niebo cen energii i idącej za tym inflacji, to nie zbliżamy naszego kraju ani do autonomii energetycznej, ani, co ważniejsze, do neutralności klimatycznej – podkreśla Maciej Wereszczyński, ekspert „Polskiej Zielonej Sieci”.

Stanowisko Polskiej Zielonej Sieci

Polska Zielona Sieć wzywa do zmiany prawa ws. rozwoju energetyki odnawialnej oraz do poprawienia efektywności energetycznej w całych sektorach gospodarki. Fundusze, którymi Polska dysponuje dzięki systemowi ETS, w pierwszej kolejności powinny zostać przeznaczone na działania osłonowe i zabezpieczyć przed wzrostem cen energii najbardziej nań narażone grupy społeczne. Środki te powinny również finansować transformację energetyczną Polski, m.in. programy termomodernizacji i rozwiązania z zakresu oszczędności energetycznej, a także rozwój energetyki obywatelskiej i OZE (Odnawialne Źródła Energii).

To jedyny sposób, abyśmy obniżyli emisje CO₂ i płacili mniejsze rachunki za prąd. Jednocześnie, w celu zapewnienia realnej możliwości wydatkowania środków z ETS na ww. cele, należy bezzwłocznie usunąć istniejące ograniczenia prawne. Chodzi m.in. o zmianę tzw. zasady 10 h (elektrownia wiatrowa nie może być zbudowana w odległości mniejszej niż 10-krotna wysokość turbiny – red.) i umożliwienie rozwoju najtańszej obecnie energii wiatrowej, a także zaktualizować prawo dotyczące prosumentów (Prosument to osoba, która jednocześnie zużywa i wytwarza energię elektryczną, korzystając z Odnawialnych Źródeł Energii – red.).

Bezzwłocznie należy również umożliwić zakładanie spółdzielni energetycznych. Oprócz inwestycji w odnawialne źródła energii i w zwiększanie efektywności energetycznej, środki z ETS mogłyby wesprzeć również inne kierunki zielonej transformacji: edukację klimatyczną, działania z obszaru sprawiedliwej transformacji (inwestycje w kapitał ludzki i społeczny zwłaszcza tam, gdzie zamykane są kopalnie i elektrownie), a także wesprzeć działania transformacyjne finansowane z Funduszu Modernizacyjnego. Oddolnie zainicjowana transformacja, przeprowadzona na terenie całego kraju, będzie jednocześnie najszybsza i najefektywniejsza.

Maciej Wereszczyński i Piotr Chałubiński