„Gaz stop!” – pod tym hasłem aktywiści z kilkunastu krajów protestowali w sobotę, 26 października, na plaży w gdańskich Górkach Zachodnich, w miejscu planowanego morskiego terminala na gaz skroplony (FSRU).

Tymczasem niedawno opublikowane robocze dokumenty polskiego rządu wskazują, że ta inwestycja nie będzie miała uzasadnienia ekonomicznego wobec prognozowanego spadku popytu na gaz. Sobotnie wydarzenie zakończyło odbywającą się w dniach 24-26 października w Gdańsku międzynarodową konferencję organizacji ekologicznych  „Beyond Gas 2024”, poświęconą problemowi  „gazowej pułapki”. To zbędny, nieuzasadniony ekonomicznie, szkodliwy dla klimatu i środowiska proces zastępowania energetyki węglowej przez gazową, opartą na imporcie gazu skroplonego LNG. Taki import naraża Polskę – i wiele innych państw – na ryzyka geopolityczne i wahania rynkowe. Jest też zwyczajnym drenażem pieniędzy, zasilającym także państwa niedemokratyczne (np. Katar). 

 

Uczestnicy konferencji podkreślali, że świat, w tym Europa i Polska, może jeszcze powstrzymać liczone w miliardach euro inwestycje w gazową pułapkę. Pieniądze te powinny być przeznaczane na rozwój zdemokratyzowanej energetyki opartej na lokalnie dostępnych, czystych i zrównoważonych, odnawialnych źródłach energii (OZE).

–  Szczyt europejskiego popytu na LNG mamy już za sobą, jego import w pierwszej połowie 2024 roku był o 20% mniejszy niż rok wcześniej. Jaki jest sens budowy gdańskiego terminalu FSRU, który ruszy po 2028 roku, skoro już dwa lata później aż 75% mocy przerobowych europejskich terminali importowych będzie zbędna? – pyta retorycznie Diana Maciąga, ekspertka Polskiej Zielonej Sieci i współorganizatorka konferencji. 

– Domagamy się rezygnacji z budowy gdańskiego terminalu i poważnej rewizji inwestycji w energetykę gazową w Polsce. Wiemy, że plany odsprzedawania gazu z Gdańska do ościennych państw okazały się mrzonką, bo nikt nie jest nim zainteresowany. Trzeba brać pod uwagę aktualne prognozy i światowe trendy w energetyce, a nie życzenia Orlenu i sektora gazowego. Nie możemy pozwolić, żeby koszty tych inwestycji spadły na społeczeństwo – dodała. 

Co powinno robić państwo, wyjaśnia Anna Meres, ekspertka ds. energetyki z Greenpeace Polska.

 – Zamiast marnować lata a potem importować szkodliwe dla klimatu, drogie paliwo z drugiego końca świata, pieniądze należy inwestować tu i teraz w zmniejszenie zużycia gazu, czyli programy termomodernizacji, pompy ciepła i lokalną infrastrukturę energii odnawialnej. Tylko w 2022 roku na import paliw kopalnych Polska wydała 193 miliardy złotych. Po rządach PiS zostały nam plany rozwoju energetyki gazowej na prawie 25 miliardów. Obecny rząd nie robi nic, by to zatrzymać. Kręcimy sobie sznur na szyję, zamiast uniezależniać się od importu i śladem innych krajów europejskich odchodzić od energetyki emisyjnej. 

Uczestnicy konferencji skupiali się nie tylko na rachunku ekonomicznym, ale także na szkodliwości gazu i podtrzymywanego przez przemysł gazowy mitu, że jest to paliwo czystsze od węgla. Od lat znany jest problem ogromnych emisji metanu, towarzyszących pozyskiwaniu, przetwarzaniu i eksploatacji LNG. Tymczasem jest to gaz cieplarniany osiemdziesięciokrotnie groźniejszy od dwutlenku węgla (w perspektywie 20 lat od emisji). Nowe światło na szkodliwość LNG rzucają opublikowane na początku października wyniki badań przeprowadzonych przez badaczy Cornell University w Stanach Zjednoczonych, wskazujące, że generacji energii w krajach importujących amerykański gaz LNG (w tym w Polsce) towarzyszą emisje o trzydzieści procent przewyższające szkodliwość energetyki węglowej. 

Amerykański gaz skroplony LNG produkowany jest w ogromnej większości z gazu łupkowego, pozyskiwanego w drodze tzw. szczelinowania hydraulicznego – technologii o katastrofalnym wpływie na lokalne środowisko i trwale zanieczyszczającej ogromne ilości wody. Warto pamiętać, że właśnie z tego powodu w Polsce odstąpiono od eksploatacji złóż gazu łupkowego – wzbudzała ona ogromny opór społeczny. O życiu w cieniu instalacji do przetwórstwa i eksportu gazu w mieście Freeport w Teksasie opowiadał podczas konferencji Riley Bennington, aktywista ekologiczny. 

– Od dziecka przyzwyczajony byłem do ciągłych wycieków gazów i syren alarmowych, wzywających do ukrywania się wewnątrz budynków. Ale teraz już nawet nie używają tych syren, nie używają żadnych sygnałów ostrzegawczych, po prostu nagle czujemy smród. Moja matka zachorowała na sklerodermę, bardzo bolesną rzadką chorobę autoimmunologiczną. Boję się o własne zdrowie i o przyszłość mojej czteroletniej córki Amelii. Zatrute są przybrzeżne wody Zatoki Meksykańskiej, nie wolno jeść ryb i owoców morza stamtąd, więc padło u nas całkowicie rybołówstwo. LNG to brudne źródło energii, które nie rozwiąże waszych problemów.