Dwie gminy – Kamienna Góra i Czarny Bór – postanowiły wziąć sprawy w swoje ręce. Razem z lokalną spółką komunalną stworzyły „Sudecką Energię”. Nie ma tu wielkiego koncernu ani miliardowych inwestycji – są mieszkańcy i samorządy, które chcą produkować własny prąd. Cel jest prosty: niższe rachunki i większa niezależność. Ale fundament całej inicjatywy zaczyna się chwiać. System net-meteringu, dający jasne i korzystne zasady rozliczeń, za kilka lat może zniknąć. – Net-metering daje nam stabilny start i szansę na prawdziwą niezależność – mówi Krzysztof Solarz, pomysłodawca przedsięwzięcia.
Net-metering, wprowadzony w 2016 roku, to cichy bohater polskiej transformacji. Dzięki niemu rachunki spadły, a Polacy masowo instalowali panele fotowoltaiczne. – Bez niego trudno byłoby mówić o masowym zaangażowaniu obywateli w transformację energetyczną – podkreśla Monika Jaszcza, ekspertka Polskiej Zielonej Sieci.
Zasada jest prosta: prosument oddaje nadwyżkę energii do sieci i może później odebrać jej część bez dopłat. – Wyobraź sobie, że masz sąsiada, z którym wymieniasz się jabłkami. Oddajesz mu dziesięć skrzynek we wrześniu, gdy drzewa uginają się od owoców, a w styczniu, gdy spiżarnia świeci pustkami, sąsiad oddaje ci siedem czy osiem skrzynek. Mechanizm jest klarowny i przewidywalny – tłumaczy Monika Jaszcza.
Na takich zasadach działają też spółdzielnie energetyczne. Oddając energię w słoneczne dni, mogą później odebrać 60%, a pozostałe 40% zostaje w systemie jako koszt magazynowania i dystrybucji. Mechanizm sprawia, że lokalne projekty wciąż się opłacają i mają sens ekonomiczny.
Po zmianach w 2022 roku nowi prosumenci trafili jednak do mniej korzystnego systemu – net-billingu. – To tak, jakbyś oddał sąsiadowi dziesięć skrzynek jabłek, a on zamiast owoców wypłacił ci pieniądze – ale po cenie skupu, niższej niż na targu. Gdy później potrzebujesz owoców, musisz odkupić je po cenie detalicznej. Efekt? Za dziesięć skrzynek odzyskasz równowartość może czterech albo pięciu – wyjaśnia ekspertka.
Na szczęście ustawodawca pozostawił możliwość korzystania z net-meteringu dla spółdzielni energetycznych. Dla wielu gmin to jedyna realna szansa, by inwestycje w panele słoneczne – często finansowane z dotacji i podejmowane w poszukiwaniu oszczędności – nie poszły na marne. Jednak i ten mechanizm jest ograniczony czasowo: gmina jako prosument może korzystać z opustów tylko przez 15 lat od uruchomienia pierwszej produkcji. Po tym okresie wiele instalacji PV stanie się nieopłacalnych. Dlatego coraz więcej gmin decyduje się zakładać spółdzielnie energetyczne, by zatrzymać możliwość rozliczania się w systemie net-meteringu. Jeśli jednak spółdzielnie stracą tę możliwość, ich rozwój może się zatrzymać, a energetyce obywatelskiej w Polsce będzie grozić powolna śmierć.
Groźba blackoutu czy wylewanie dziecka z kąpielą?
Polskie Sieci Energetyczne (PSE) ostrzegają: rosnąca liczba instalacji PV może zachwiać równowagą systemu. Według URE w 2024 roku małe źródła OZE wyprodukowały rekordowe 4,8 TWh energii, a od 2016 r. liczba wytwórców wzrosła niemal dziewięciokrotnie.
– Rozwój energetyki rozproszonej i społeczności – jak najbardziej tak. Ale takie jednostki muszą się samobilansować. Samobilansowanie, maksymalny rozwój autokonsumpcji i odchodzenie od net-meteringu – to jedyna droga. Nie możemy traktować sieci jako ogromnego magazynu energii – podkreśla Robert Tomaszewski, dyrektor Departamentu Strategii z Polskich Sieci Elektroenergetycznych podczas konferencji WNE w czerwcu 2025 r. w Warszawie.
PSE zaproponowały rządowi pakiet „antyblackoutowy”: zatrzymanie nowych instalacji w systemie opustów i objęcie spółdzielni net-billingiem. – To wprowadzi ogromną niepewność inwestycyjną, wydłuży czas zwrotu i zniechęci mieszkańców do udziału [w spółdzielniach energetycznych – red.] – ostrzega Krzysztof Solarz.
Spółdzielcy odpowiadają: w ich przypadku net-metering nie jest dodatkiem, ale warunkiem koniecznym. – W Polsce istnieje tylko jedna działająca społeczność energetyczna, są to spółdzielnie energetyczne. W ciągu ostatnich lat państwowi monopoliści dołożyli starań, aby w naszym kraju powstawały martwe twory pod zbiorczą nazwą społeczności energetycznych. Działali bardzo skutecznie, mamy bezsensownego prosumenta lokatorskiego i inne pomysły. Wszystko to nie działa, z wyjątkiem spółdzielni – mówi Łukasz Pałucki, Prezes Krajowego Związku Rewizyjnego Spółdzielni Energetycznych.
– Transformacja powinna opierać się na energii wytwarzanej przez obywateli, dla obywateli. To właśnie korzystne zasady rozliczeń są dziś główną zachętą, by inwestować we wspólne instalacje, zwłaszcza dla tych, którzy nie mogą być indywidualnymi prosumentami – dodaje Agnieszka Stupkiewicz z Fundacji Frank Bold.
Więcej niż energia
Doświadczenia „Sudeckiej Energii” pokazują, że energetyka obywatelska działa i ma realną przyszłość. Takie inicjatywy potrzebują jednak stabilnych zasad. – Bez odpowiednich mechanizmów wsparcia zainteresowanie spadnie do zera – ostrzega Agnieszka Stupkiewicz. Spółdzielnie nie powstają dla zysku, ale po to, by przynosić korzyści lokalnym społecznościom. Ich upadek byłby ciosem także dla gmin, które widzą w nich szansę rozwoju.
Net-metering w spółdzielniach jest zgodny z unijnym prawem i duchem europejskiej polityki klimatycznej – energii tworzonej przez obywateli, dla obywateli. Zamiast więc ograniczać i karać wspólnoty energetyczne, powinniśmy je wzmacniać. Bo bez stabilnych reguł i wsparcia ten młody ruch łatwo zdusić regulacjami pisanymi pod duże koncerny.
Jak mówi Łukasz Pałucki z Hrubieszowskich Spółdzielni Energetycznych: – Próba zmiany zasad rozliczeń to próba zamordowania spółdzielni, które są jeszcze w kołysce.